Garść historii

Zjawisko wolontariatu – bezpłatnej i dobrowolnej pracy na rzecz innych – znane jest od starożytności. Wolontariat w Europie rozwinął się dzięki chrześcijaństwu i działalności zakonów, a szczególny rozkwit organizacji pomocowych odnotowano w XVIII i XIX wieku. Za początek współczesnego wolontariatu uznaje się działania szwajcarskiego pacyfisty Pierra Céserole’a i założonej przez niego w 1920 r. międzynarodowej organizacji Service Civil International (SCI). Wspierała ona odbudowę miast ze zniszczeń po I wojnie światowej oraz niosła pomoc osobom poszkodowanym przez wojnę. Po II wojnie światowej, w 1948 r. pojawił się pod egidą UNESCO Coordinating Committee for International Voluntary Service (CCNS), wspierający różne organizacje wolontariackie. Dziś aktywnie rozwój wolontariatu wspierają organy Unii Europejskiej.

Im więcej dajesz, tym więcej otrzymujesz

Choć wolontariusze nie otrzymują wynagrodzenia, to jednak ich praca może dać wiele wspieranym przez nich osobom i grupom społecznym, ale także im samym. To m.in. satysfakcja z niesienia pomocy i robienia czegoś dobrego, poczucie sensu, uznanie ze strony innych, korzystny wpływ na zdrowie fizyczne i psychiczne, okazja do poznawania ludzi, zdobywania wiedzy, doświadczenia i umiejętności, które mogą się przydać w innych okolicznościach. Niektórym osobom przynosi przełamanie monotonii codziennego życia, stanowi rodzaj inwestycji w siebie (nowe kontakty, doświadczenia umiejętności np. skutecznej komunikacji z ludźmi), bywa etapem zdobywania referencji.

Motywacje wolontariuszy są różne: chęć pomagania innym (altruizm z potrzeby serca), chęć posiadania realnego wpływu na zmiany, praca na rzecz ważnych dla siebie wartości związana z przekonaniami moralnymi, religijnymi, politycznymi, itp.

W Polsce zasady działania wolontariatu są opisane w ustawie o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie z 2003 r., regulującej prawa i obowiązki osób nieodpłatnie pracujących na rzecz innych. Działa Ogólnopolska Sieć Centrów Wolontariatu.
Najbardziej znani polscy wolontariusze to rzesze kolejnych pokoleń angażujących się w misję Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, w organizację Szlachetnej Paczki, w niezliczone zbiórki żywności czy pieniędzy, najczęściej na rzecz ratowania życia i zdrowia dzieci wymagających zagranicznej operacji lub leków. 

Cisi bohaterowie

Katarzyna i Ania

Jednym z wolontariuszy, o których chcemy opowiedzieć, jest Katarzyna Cieśla, pracowniczka firmy szkoleniowej dla nauczycieli, jednocześnie zajmująca się animacją zajęć dla dzieci w różnym wieku. Organizacja zabaw i warsztatów rozwojowych na imprezach (ślubach, kiermaszach) stała się jej wielką pasją. To właśnie zamiłowanie i kompetencje zaprowadziły ją wprost do wolontariatu na Oddziale Onkologii, Hematologii i Transplantologii UM w Lublinie. Stało się to dzięki temu, że – jak mówi – „na jej drodze stanęła Ania Kulik” działająca w Stowarzyszeniu na Rzecz Dzieci z Chorobami Krwi w Lublinie, jednej z najstarszych organizacji pozarządowych w regionie lubelskim, założonej w 1991 r. Stowarzyszenie obejmuje opieką wszystkie dzieci z chorobami krwi i chorobami nowotworowymi leczone w Klinice Hematologii, Onkologii i Transplantologii Dziecięcej UM w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Lublinie wraz z ich rodzinami.

Katarzyna

Ania przyprowadza na oddział żużlowców, strażaków, zawodników piłki ręcznej – osoby z atrakcyjnym z punktu widzenia dzieci zawodem. Pozyskuje wolontariuszy na kameralne imprezy w salce zajęciowej na Oddziale. Katarzyna Cieśla prowadzi animacje i warsztaty („wszystko, tylko nie śpiewanie” – zarzeka się), różne zabawy z okazji i bez okazji (teraz np. szykuje się do Mikołajek). Ma mnóstwo pomysłów, które konsultuje z Anią, dając jej czas na załatwienie zgody ordynatora na odbycie warsztatów czy innych wydarzeń. Opowiada, że „ani chwili się nie zastanawiała” nad propozycją zaangażowania się w wizyty na oddziale. Kocha wszystkie dzieci, a te chore są najbliższe jej sercu. Lubi widzieć radość i szczęście w ich oczach.

Stowarzyszenie Na Rzecz Dzieci z Chorobami Krwi w Lublinie

Przed pierwszą wizytą na oddziale strasznie się bała, że się rozklei, okaże słabość i zacznie płakać na widok cierpienia dzieci leczonych onkologicznie: –  „Trudno zrozumieć, że dziecko, które powinno biegać z rówieśnikami i bawić się, leży w szpitalu miesiącami z ciężką chorobą”, ale – „skoro tak się stało, że zaangażowała się w tę pomoc, to nie ma innej drogi, tylko w to iść”. Myśli, że ludzie niechętnie pomagają, bo boją się własnych emocji na widok chorego dziecka, współodczuwania cierpienia, a nawet niełatwej do przyjęcia cudzej wdzięczności. 
Pomaganie osobom, które tego potrzebują leży w jej naturze. Już w liceum brała udział w akcji „Pomóż dzieciom przetrwać zimę”, od wielu lat jest honorową dawczynią krwi, zarejestrowała się w bazie dawców szpiku DKMS-u, trzykrotnie oddawała swoje włosy w ramach akcji Fundacji Rak’n’Roll na peruki dla dzieci po chemioterapii. Angażowała się w pomoc charytatywną na rzecz siostry przyjaciółki, która po porodzie zapadła w śpiączkę, w zbiórki pieniężne na kiermaszach na jej rehabilitację.

Ma za sobą namówienie strażaków z miejscowości, w której mieszka, do zrobienia pokazu sprzętu i umundurowania w holu szpitala, a dla dzieci zbyt chorych, żeby tam dotrzeć – w salach. Przed świętami planuje m.in. warsztaty uczące różnych technik ozdabiania bombek na choinkę. Jakiś czas temu zrobiła kurs na animatora dziecięcych zabaw. Ta dziedzina wymaga stałego aktualizowania wiedzy, więc stale się szkoli i rozwija. Nie jest to dla niej „w żaden sposób męczące”, czuje, że wreszcie robi w życiu to, co zawsze chciała robić – pomaga dzieciom, odgania ich nudę, przegania ich lęki, poświęcając im czas, uwagę i świeżo nabyte kompetencje animatora. – Czasem wystarczy dać drugiemu kawałek siebie – mówi o swoim wolontariacie. Najważniejsze są zdrowie i miłość, rodzina i wzajemny szacunek – takie mam wartości wyniosłam z domu.

Oskar

Wolontariusz Oskar Zarański, obecnie student socjologii kończący pracę licencjacką (na temat zmiany pełnionych społecznych ról w rodzinach zmagających się z chorobą nowotworową) jest byłym pacjentem onkologicznym, podopiecznym szpitala w Katowicach. Od 11. roku życia jeździł na oddział dziecięcy pomagać z mamą, a potem od 15. roku życia, zainspirowany przez nią („mama była zapalnikiem mojego wolontariatu”) – sam.

Oskar

– Lubię tam wracać, sprawia mi to dużą frajdę – mówi – choć wydawałoby się, że powinienem omijać to miejsce i związane z nim wspomnienia. Zachorowałem na guza mózgu, mając niecałe sześć lat, przeszedłem dwie operacje i chemioterapię. Gdy miałem 11 lat, przeszedłem wznowę i kolejne operacje oraz radioterapię. Chętnie tam wracam, bo wiem, czego te dzieciaki potrzebują – normalnego kontaktu, spędzenia z nimi czasu, bycia z nimi tak długo, jak trzeba, dostosowania się do bieżących potrzeb i aktualnych możliwości, np. zagrania w grę planszową, bo na nic innego nie mają siły, towarzyszenia im w szpitalnej codzienności. Zorganizowania im też czasem warsztatów arteterapii, np. wspólnego malowania.

Wolontariat – zdaniem Oskara – szczególnie młodym ludziom daje frajdę z ciekawego spędzania czasu, z wyjątkowych doświadczeń (jak twierdzi, nie każdy ma styczność z dziecięcą chorobą nowotworową, wejście na taki oddział bywa szokujące). Jest okazją do zawierania znajomości, hartuje charakter. 

Monika

Monika Kocjan, od dwóch lat dyrektorka przedszkola, opowiada o swoim zaangażowaniu w pracę wolontariusza „swoimi słowami, tak jak to czuje”. Po wygraniu konkursu na stanowisko dyrektora zaczęła angażować całą społeczność przedszkolną: nauczycieli, pracowników, dzieci i ich rodziców do udziału m.in. w akcjach charytatywnych. Bardzo chciała nawiązać współpracę z Fundacją Iskierka – i to się udało. Ta organizacja pożytku publicznego od 2006 r. buduje systemy wsparcia finansowego, psychologicznego i społecznego dla dzieci z chorobą nowotworową i ich rodzin. Opiekuje się ponad 700 dziećmi leczącymi się głównie w specjalistycznych ośrodkach w Katowicach, Chorzowie, Zabrzu oraz w Rzeszowie. Realizuje projekty ogólnopolskie i prowadzi pomoc finansową dla dzieci leczonych również w innych ośrodkach w Polsce i za granicą. W ubiegłym roku przedszkole pod kierownictwem pani Kocjan zorganizowało dla Iskierki kiermasz świąteczny.

Monika

–  Dochód nie był znaczny, ale zebrane kwoty są dokładane do wydatków na określone cele i zawsze to jest coś. Na festynie rodzinnym udało nam się zebrać nieco większą kwotę. W tym roku też szykujemy się do kiermaszu świątecznego, także na rzecz Fundacji – opowiada pani Monika. – Moim zdaniem, jak można, to trzeba pomagać, tym bardziej dzieciom. Mamy wspaniałych ludzi w przedszkolu i rodziców skorych do pomocy. Organizujemy zbiórki dla rodzinnych domów dziecka, np. w Gliwicach, pytamy, jakie są potrzeby w danej placówce i na tej podstawie zbieramy potrzebne artykuły. Chce nam się to wszystko robić, to nas pozytywnie nakręca. Współpraca z domem dziecka uczy nas pokory. A nasze przedszkolne dzieci, te nieco starsze, także przy tym się czegoś uczą. Mówimy im dla kogo ta zbiórka, po co – uczymy je, że warto pomagać. Ile z tego wyniosą, nie wiadomo, ale tę lekcję razem przerabiamy.

„Bo ludzi dobrej woli..."

Katarzyna czuje się doceniona, kiedy słyszy od dzieci na oddziale: „Jeszcze nie jedź, zostań z nami!”. To dla niej „największa zapłata”. Monika stwierdza, że pomaganie jest po prostu potrzebne. Oskar mówi: – Ja np. staram się w życiu wybierać głównie te pozytywne rzeczy, nie negatywne. Prawdę mówiąc, gdybym je dopuścił do głosu, to bym się po prostu załamał. A tak nauczyłem się doceniać to, co jest mi dane dobrego, a co w każdej chwili mogę stracić.

Postawy budujące człowieczeństwo umacniają wiarę w solidarność międzyludzką. To wspaniałe, że obok nas, całkiem niedaleko znajdujemy ich przykłady i wzory. Niech stają się inspiracją dla innych i nas samych.

Zdjęcia: Archiwa prywatne