Autorzy Vademecum onkologii dziecięcej. Gry & zabawy – książki zawierającej zbiór gier i zabaw przeznaczonych dla dziecięcych pacjentów oddziałów onkologicznych i hematologicznych oraz ich opiekunów (tekst pedagog Maria Rudnicka, doktorantka Uniwersytetu Wrocławskiego, kierownik projektu Katarzyna Mikiewicz) – tak ujmują jej przesłanie:

„Rzeczywistość chorych dzieci to rzeczywistość szpitalna. Stan zdrowia i miejsce, jakim są oddziały, bardzo często nie pozwalają im na typową zabawę. A to wciąż dzieci – potrzebują jej w swoim życiu do rozwoju i zachowania normalności. Vademecum to zbiór pomysłów na gry i zabawy, które można wykorzystać w przestrzeni szpitalnej. Dzięki nim dzieci (…) mogą poczuć się po prostu dziećmi – bez bagażu związanego z chorobą”.

Zabawa dla dziecka to jedna z głównych aktywności, forma ekspresji, kreatywności, kontaktu z otoczeniem, nabywania nowych umiejętności. Zabawa dla dziecka z chorobą nowotworową jest niczym innym, jak tym wszystkim właśnie. Dodatkowo spełnia funkcję terapeutyczną i autoterapeutyczną – sądzi psychoonkolog zaangażowana w powstanie tej publikacji dr hab. n. med. Marzena Samardakiewicz. Rodzice powinni namawiać dzieci do zabaw czynnych, a nie biernych (jak korzystanie z mediów), uprzednio oceniając ich gotowość do proponowanej zabawy i dostosowując zakres aktywności do aktualnej wydolności psychofizycznej związanej z ich wiekiem, a przede wszystkim z etapem terapii przeciwonkologicznej – uważa ekspertka.

Ambasador Fundacji Urtica Dzieciom, wydawcy Vademecum – profesor Jerzy Stuhr, obecny na spotkaniu promocyjnym książki, ma w jej powstaniu niemały udział. To on zaproponował wydanie tomu gier i zabaw dla dzieci chorych onkologicznie jako pierwszego z trzech planowanych w poradnikowej serii. O płynących z niego pożytkach był przekonany na podstawie własnego doświadczenia. Przeszedł chorobę nowotworową, prowadzi działalność woluntarystyczną na oddziałach onkologii dziecięcej, a także wraz z żoną bierze udział w budowaniu pierwszego w Polsce stacjonarnego Centrum Psychoonkologii UNICORN (otwartego w 2014 r.). Przez lata cyklicznie angażował się w występy charytatywne, z których dochód w całości przeznaczany był na działalność statutową Stowarzyszenia, tj. na organizację wielospecjalistycznego wsparcia dla osób chorych na nowotwory i ich rodzin. Zgodził się być ambasadorem kampanii „Poukładaj sobie raka”, a także wyreżyserował spot telewizyjny, który promował kampanię i Centrum Psychoonkologii UNICORN. Dzięki jego udziałowi Fundacji Urtica Dzieciom udało się dotrzeć do mediów, które nieodpłatnie udostępniały swój czas antenowy lub miejsce na reklamę, oraz zwiększyć wpływy z 1% podatku.

W jednym ze wstępów do Vademecum ten wybitny aktor napisał:

„Odwiedzając onkologiczne oddziały dziecięce w różnych szpitalach, jednym z najbardziej dołujących wrażeń były przerażone, sparaliżowane od bólu oczy rodziców. Nie wiedzieli, jak pomóc, co powiedzieć, jak ukryć traumę, w której razem z pociechami przyszło im żyć. A przecież wystarczyło te dzieci zabawić, powiedzieć wiersz Brzechwy, odezwać się osiołkiem ze Shreka i już było radośniej, już maluch zapominał o swoim smutnym losie i może stawał się zdrowszy?
(…) Rodzice [w postaci publikacji Vademecum. Gry & zabawy] otrzymują klucz do nawiązania nowego kontaktu z dzieckiem, zaktywizowani go, zbliżenia smutnej szpitalnej rzeczywistości do radosnej domowej rodzicielskiej atmosfery. We wspólnej zabawie my rodzice i nasze dzieci zapominamy o smutnym losie, udajemy się w świat fantazji, gdzie jesteśmy ZDROWI!!!”

„Ze wszystkich moich wizyt u chorych te u dzieci są najtrudniejsze – powiedział Jerzy Stuhr w rozmowie po konferencji prasowej. Najtrudniejsze, bo najbardziej emocjonujące dla mnie. Muszę być niesłychanie skupiony, żeby odkryć szybko w dziecku obszar energii, by móc się w ten obszar wpasować rozmową, dostroić formą kontaktu. Ale też żeby ukryć stan własnego napięcia. (…) Sądzę, że dobrze jest nie udawać. Nie udawać, że nie widzę choroby. Dziecko to wyczuwa. Ja nie udaję. Pytam – No, a kiedy ci włosy odrosną, kiedy ci obcięli? – Bo jak mnie wypadły, to po paru miesiącach odrosły. Nie udaję, że nie czegoś widzę, i to mi się sprawdziło – bo wtedy dzieci chętniej nawiązują ze mną kontakt, bo widzą, że ja niczego przed nimi nie gram.
Współcześnie rzadkością jest czas wspólnie spędzany rodzica z dzieckiem.
Tymczasem właśnie w chorobie czas inaczej płynie i wreszcie możesz z dzieckiem w sposób spokojny nawiązać zupełnie inny kontakt niż tylko: Pospiesz się, bo się spóźnimy itd. - na pływalnię, na szachy. W chorobie tego czasu jest bardzo dużo. I trzeba go czymś wypełnić. Zapytać – o czym myślisz, co byś chciał robić,  być z dzieckiem w innym rytmie – wolniej. Pobawić się z nim”.

Podczas konferencji prasowej Jerzy Stuhr o wydanym tomie powiedział:

 „Dla mnie jest dzisiaj bardzo radosny dzień (…) dziękuję, że właśnie ten dział, który jest mi osobiście bliski, został tak ładnie zrealizowany. Są tutaj zabawy, które mnie zaskoczyły, a czasem w niesłychany sposób zbiegły się z moim samouctwem psychoonkologicznym. W rozlicznych wizytach czasem bardzo trudno mi było nawiązać kontakt z dzieckiem, są na różnym etapie leczenia, leczenia intensywnego, wyczerpującego, w trakcie chemii albo po niej. A bywają takie momenty w trakcie terapii, kiedy sprawność intelektualna jest bardzo osłabiona – wiem to po sobie – dlatego w kontaktach z dzieckiem muszę to wiedzieć, by móc do niego właściwie podejść. Zawsze dawałem i nadal daję na to taki przykład. W Warszawie, w Szpitalu Czerniakowskim wszedłem raz do pokoju chorego. Widzę po minie mamy, że jest rozłożona psychicznie, siedzi z chłopcem mniej więcej 10-letnim, któremu wycięto dużą część płuca. Dziecko słabe leży w łóżku, a ta pani mówi: Proszę pana, taką mam ogromną prośbę, niech mu pan coś powie osiołkiem. Zagadałem tym osłem, coś zacząłem improwizować i widzę, że chłopiec chce się śmiać, a ma rany na płucach i to go boli, te blizny go bolą i jest w takim grymasie bólu i śmiechu jednocześnie. Widząc to, mówię do niego – Słuchaj, czy ja mam dalej mówić tym osiołkiem, bo widzę, że cię boli!? A on patrzy na mnie zbolałym wzrokiem i szepcze: Mówić! Wolał ból i śmiech. I wtedy pomyślałem sobie – jakże ważne jest to, żeby umieć dziecko wyrwać na chwilę z bólu, z cierpienia, a matce pomóc, żeby miała siłę zajmować się nim dalej. Ta książeczka ma w tym pomagać. Jest tutaj zabawa, którą wymyśliłem sam. Czasem, jak nie wiem co powiedzieć – też bywam spięty, zwłaszcza że nie jestem fachowcem i mogę popełniać błędy, więc staram się być bardzo uważnym – a chcę nawiązać kontakt, mówię: Słuchaj – a gdzie byś ty chciał wyjechać? Na to pytanie dziecko natychmiast się uruchamia, bo podróż to jest coś takiego, co każdego uruchamia. I jak powie mi jakiś region, kraj, gdzie byłem, to jestem w domu (a dużo jeździłem i nadal jeżdżę po świecie) i zaczynam opowiadać o ludziach, o miastach, o krajobrazach – tak nawiązuję kontakt. Czasem dziecko zapyta np. o Chiny, a ja w Chinach nie byłem, więc mówię: Nie byłem w Chinach, ale byłem przy granicy chińskiej. I opowiadam, jak z granicy rosyjskiej widać Chiny itd. I taka zabawa jest ujęta w rozdziale mi bliskim – Jak urządzać teatrzyk z dziećmi w szpitalu, w domu, w miejscu opieki.
Co do współpracy Fundacji Urtica Dzieciom z Fundacją Unicorn ja ją traktuję jako najmilszy obowiązek wakacyjny. Co turnus rodzice z dziećmi przyjeżdżają do Krakowa, mają różne zajęcia rehabilitacyjne, zwiedzają miasto, a na końcu przychodzi pan Stuhr poczytać bajeczki i pobawić się z nimi. To jest clou pobytu – wspólne zdjęcia, rozdawanie książeczek, autografy. I bardzo piękna inicjatywa powstała, że dzieci w ostatnim turnusie wakacyjnym już wiedziały, że te Gry & zabawy się ukażą drukiem i poproszono je o zrobienie zakładek. To praca dzieci – one też pomagały przy tej książce. Proszę zobaczyć, jakie są pomysłowe, każda inna – na szpatułkach te biedactwa malowały…
Dlatego dla mnie jest dziś miły dzień, bo jakaś inicjatywa, jakiś pomysł został zrealizowany. I w takim kraju j chcę żyć, gdzie powstają takie rzeczy, nie tylko w obietnicach!”

Jerzy Stuhr sądzi, że w pomaganiu chorym dzieciom pomagają mu umiejętności aktorskie i własne doświadczenia z chorobą. Na uwagę: „Chce Pan tym dzieciom dać coś dobrego” odpowiada: „Wie pani – w moim ulotnym zawodzie to jest jedna z ważnych rzeczy, które robię”.

Doktor Marzena Samardakiewicz planuje danie Vademecum najpierw zespołom opieki psychospołecznej na oddziałach szpitalnych jako narzędzie do organizowania czasu małym pacjentom. Potem zachęcą one rodziców do skorzystania z tej książki: To świetna zabawa - w szpitalu, w weekend w domu, nawet całą rodziną, ze zdrowym bratem czy siostrą chorego dziecka, które zostaje w domu i też ma swoje problemy - sądzi. Rodzice często nie mają doświadczenia w bawieniu się z dzieckiem. Zaspokajają jego potrzeby, czasem czytają mu bajki. Niektórzy zabawę postrzegają jako niepoważną czy wręcz nielicującą z powagą choroby. Ta książka ma szansę to zmienić – zapewnia psychoonkolog.